poniedziałek, 12 grudnia 2011

Podsumowanie 16 kolejki Ekstraklasy 2011/12



PGE GKS Bełchatów - Ruch Chorzów 1:1 (1:0)
Bramki: 1:0 Tomasz Wróbel (13-głową), 1:1 Maciej Jankowski (59).
Żółta kartka - Ruch Chorzów: Łukasz Burliga, Gabor Straka, Żeljko Djokic.
Czerwona kartka za drugą żółtą - Ruch Chorzów: Gabor Straka (62).
Sędzia: Marcin Szrek (Kielce)
Widzów: 1800



PGE GKS Bełchatów: Łukasz Sapela - Filip Modelski, Maciej Szmatiuk, Mate Lacic, Zlatko Tanevski - Tomasz Wróbel, Grzegorz Baran, Grzegorz Fonfara, Szymon Sawala (66. Paweł Buzała), Kamil Kosowski - Dawid Nowak (78. Grzegorz Kuświk).
Ruch Chorzów: Michal Peskovic - Łukasz Burliga, Żeljko Djokic, Piotr Stawarczyk, Marek Szyndrowski - Marek Zieńczuk (89. Wojciech Grzyb), Gabor Straka, Marcin Malinowski, Łukasz Janoszka - Paweł Abbott (46. Maciej Jankowski), Arkadiusz Piech (66. Paweł Lisowski)




Generalnie dość nudny mecz, po dość szybkim uzyskaniu prowadzenia gospodarze, mogli jeszcze strzelić bramkę z karnego, ale Nowak niestety się nie popisał i bramkarz wybronił strzał. W pierwszej połowie to były wszystkie emocje (ha, nie ma co, rewelacja). Druga połowa rozpoczęła się niemal identycznie jak pierwsza. Znów gospodarze szybko przejęli inicjatywę i gdyby Sawala oraz Wróbel zachowali więcej spokoju pod bramką rywala, ekipa Kieresia mogła po 50 minutach prowadzić 3:0, trener toczył pianę z ust ale wyniku to nie zmieniło. Ruch natomiast wykorzystał kolejne błędy w defensywie rywali, w 59 minucie Jankowski skorzystał z prezentu Filipa i wyrównał stan meczu. Remis oznacza dla Ruchu stratę kolejnych dwóch punktów, a czołówka się oddala.



Lechia Gdańsk - Polonia Warszawa 1:3 (1:3)
Bramki: 0:1 Edgar Cani (9), 0:2 Edgar Cani (14), 1:2 Abdou Traore (37), 1:3 Edgar Cani (43).
Żółta kartka - Lechia Gdańsk: Piotr Wiśniewski. Polonia Warszawa: Bruno Coutinho. Czerwona kartka - Lechia Gdańsk: Tomasz Dawidowski (90+3).
Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków)
Widzów: 9000.



Lechia Gdańsk: Wojciech Pawłowski - Rafał Janicki, Sergejs Kożans, Luka Vucko, Vytautas Andriuskevicius - Marcin Pietrowski (46. Ivans Lukjanovs), Łukasz Surma, Lewon Hajrapetjan - Josip Tadic (83. Tomasz Dawidowski), Abdou Traore, Piotr Wiśniewski.
Polonia Warszawa: Michał Gliwa - Jakub Tosik, Marcin Baszczyński, Maciej Sadlok, Dorde Cotra - Bruno Coutinho, Tomasz Jodłowiec, Łukasz Trałka, Robert Jeż (90+1. Łukasz Piątek), Pavel Sultes (83. Daniel Sikorski) - Edgar Cani (71. Tomasz Brzyski)


Z pewnością zasłużone zwycięstwo Polonii nad Lechią Gdańsk, która bardzo boleśnie przekonuje się, że zmiana trenera w trakcie sezonu nie ma sensu. Trzy gole w pierwszej połowie Caniego (klasyczny hat trick) i jedna Traore. Lechii przede wszystkim brakowało agresywności w walce o piłkę pierwsze mocniejsze wejście zanotowano w dopiero w 25 minucie, wcześniej Polonia była dla Gdańszczan za szybka. Lechia musi teraz uważać, do strefy spadkowej mają tylko 4 punkty i łatwo mogą się stać posiadaczami najładniejszego stadionu w pierwszej lidze.






Jacek Zieliński trener Polonii: "Odnieśliśmy zwycięstwo na ciężkim terenie. Do tego meczu tylko Lechia i Polonia nie poniosły porażki na własnym boisku. Teraz takim mianem szczycimy się tylko my. Mogę pochwalić swój zespół za mądrą, skuteczną i konsekwentną grę. Po naszej postawie widać było, że przyjechaliśmy do Gdańska po 3 punkty i ten cel udało nam się zrealizować. Z drugiej strony, żeby nie zagłaskać swojej drużyny, muszę przyznać, że zdarzały nam się chwile niepotrzebnego przestoju. Generalnie jednak jestem bardzo zadowolony po tym spotkaniu".
Rafał Ulatowski trener Lechii: "Trudno cokolwiek powiedzieć po takim meczu, bo jego wynik mówi praktycznie wszystko. Dwa pierwsze dośrodkowania rywali w nasze pole karne ustawiły to spotkanie i sprawiły, że w 14. minucie przegrywaliśmy już 0:2. Fragment naszej lepszej gry miał miejsce po kontaktowej bramce Traore, kiedy podjęliśmy z polonistami walkę wręcz. Niestety wszystkie gole obnażyły braki naszej defensywy. W tych sytuacjach mieliśmy przewagę liczebną we własnym polu karnym, a nie potrafiliśmy zapobiec utracie tych bramek. Tym samym drugi warszawski zespół udzielił nam w krótkim czasie srogiej piłkarskiej lekcji. W ostatniej kolejce czeka nas jeszcze mecz z Jagiellonią i mam nadzieję, że miłym akcentem zakończymy ten rok".








KORONA - CRACOVIA 0:0
Żółta kartka - Korona Kielce: Piotr Malarczyk, Pavol Stano. Cracovia Kraków: Arkadiusz Radomski, Aleksejs Visnakovs, Milos Kosanovic, Andrzej Niedzielan.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 6504.

Korona Kielce: Zbigniew Małkowski - Tadas Kijanskas, Hernani , Piotr Malarczyk, Tomasz Lisowski - Jacek Kiełb (46. Kamil Kuzera), Vlastimir Jovanovic (46. Grzegorz Lech), Pavol Stano, Artur Lenartowski, Paweł Sobolewski - Maciej Korzym (88. Michał Zieliński).
Cracovia Kraków: Wojciech Kaczmarek - Mateusz Żytko, Łukasz Nawotczyński, Jan Hosek (46. Mateusz Bartczak), Milos Kosanovic (67. Bojan Puzigaca) - Arkadiusz Radomski, Sławomir Szeliga (64. Vladimir Boljevic), Aleksejs Visnakovs, Andraz Struna, Alexandru Suvorov - Andrzej Niedzielan.



Dariusz Pasieka (trener Cracovii): - Szczególnie dobrze było w pierwszej połowie, z kilku sytuacji mogliśmy wyjść na prowadzenie. Po przerwie i dokonanych mianach, z dużym opóźnieniem piłkarze nabrali właściwego tempa. W tym czasie Kaczmarek uchronił nas od gola, jakiego mógł strzelić nam Korzym. Do końca nie stworzyliśmy dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Rezultat jest sprawiedliwy dla obu zespołów.
Leszek Ojrzyński (trener Korony): - W pierwszej połowie zagraliśmy bardzo słabo, w niektórych momentach nie dało się patrzyć na boisko. Dlatego po przerwie zmieniliśmy ustawienie, weszli nowi piłkarze gra stała się płynniejsza. Były dogodne sytuacje, ale nie zmieniły one wyniku. Musimy zadowolić się remisem. Dopadł nas też wirus „bałkański", bowiem najpierw w nocy zaniemógł Aleksadar Vukovic, a po pierwszej połowie opuścił boisko Jovanovic. Nie był w stanie grać. 




Jagiellonia Białystok - Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:2 (0:1)
Bramki: 0:1 Sebastian Ziajka (34), 0:2 Mariusz Sacha (56).
Żółte kartki: Jagiellonia - Grzegorz Arłukowicz, Tomasz Kupisz, Thiago Cionek.
Sędzia: Paweł Gil (Lublin)
Widzów: 3724.

Jagiellonia Białystok: Tomasz Ptak - Alexis Norambuena, Andrius Skerla, Tomasz Porębski, Thiago Cionek - Jan Pawłowski (46. Tomasz Frankowski), Hermes (46. Marcin Burkhardt), Grzegorz Arłukowicz (46. Merab Gigauri), Tomasz Kupisz - Marko Cetković - Grzegorz Rasiak
Podbeskidzie Bielsko-Biała: Richard Zajac - Marek Sokołowski, Juraj Dancík, Bartłomiej Konieczny, Krzysztof Król - Sebastian Ziajka (74. Piotr Malinowski), Matej Nather, Dariusz Łatka, Mariusz Sacha (62. Sylwester Patejuk), Liran Cohen (82. Maciej Rogalski) - Robert Demjan.




Trener Podbeskidzia Bielsko-Biała Robert Kasperczyk: - Chciałem pogratulować swoim zawodnikom, naprawdę postawy godnej gracza ekstraklasowego. Każdy mecz nas czegoś uczy. Ta sportowa złość, która towarzyszyła nam przez ostatni tydzień, po przegranym meczu w Warszawie (z Polonią 1:2 - PAP), gdzie nam się troszeczkę posypała obrona, była dziś widoczna. Cieszę się, że znalazło to odzwierciedlenie w konsekwencji taktycznej, zdrowiu, sercu, które zostawili tutaj na boisku. Cieszę się tym bardziej, że baliśmy się, że po wczorajszej rekordowo długiej podróży, czy przypadkiem nie będzie się to przekładać na dyspozycję chłopaków. Ale absolutnie tego nie było widać. Zarówno od strony mobilizacyjnej, motywacyjnej, było naprawdę super. Wyglądamy naprawdę coraz fajniej i należy żałować, że ta runda już się dla nas niedługo skończy, tak jak i dla wszystkich.
Trener Jagiellonii Białystok Czesław Michniewicz: - Podbeskidzie wygrało na bardzo trudnym, do niedawna, terenie. Teraz ten teren okazuje się niezbyt trudny, bo przegrywamy drugi kolejny mecz, tracąc po dwie bramki w każdym, nie strzelając żadnej. Przegraliśmy zasłużenie, byliśmy słabszym zespołem, popełniliśmy dużo prostych błędów przy stratach bramki, ale też w momentach, kiedy mogliśmy te bramki zdobywać. W przeciwieństwie do trenera gości, nie tęsknię za tą rundą jesienną. Zostało nam do rozegrania jeszcze spotkanie w Gdańsku, musimy się jak najlepiej do niego przygotować. Czasu niewiele, problemów dużo. To ostatni mecz, wtedy usiądziemy i przeanalizujemy to, co zrobiliśmy, czego nie zrobiliśmy w rundzie jesiennej, bo to była na pewno niezbyt dobra runda. Oczekiwania były inne, ale niestety, życie szybko je zweryfikowało. Proza życia jest taka, że dzisiaj mamy tylko 19 punktów i 14 kolejek do końca, tak że czeka nas bardzo trudna wiosna. Ale zanim do tego dojdzie, to chcemy jeszcze dobrze zagrać w Gdańsku, co nam się ostatnio nie udaje.




 
LECH POZNAŃ - ŁKS ŁÓDŹ 4:0 (4:0)
Bramki: 1:0 Siergiej Kriwiec (13), 2:0 Aleksander Tonew (31), 3:0 Artjom Rudniew (33), 4:0 Mateusz Możdżeń (43).
Żółta kartka - ŁKS Łódź: Dariusz Kłus.
Sędzia: Marcin Borski (Warszawa).
Widzów: 8 000.

Lech Poznań: Jasmin Buric - Grzegorz Wojtkowiak, Ivan Djurdjevic, Marcin Kamiński, Luis Henriquez - Siergiej Kriwiec, Mateusz Możdżeń (64. Kamil Drygas), Rafał Murawski, Dimitrije Injac, Aleksander Tonew (72. Semir Stilic) - Artjom Rudniew (82. Vojo Ubiparip).
ŁKS Łódź: Pavle Velimirovic - Cezary Stefańczyk, Radosław Pruchnik, Antoni Łukasiewicz, Piotr Klepczarek - Marcin Kaczmarek, Dariusz Kłus (63. Bartosz Romańczuk), Mladen Kascelan, Marcin Smoliński, Sebastian Szałachowski (90. Tomasz Nowak) - Marcin Mięciel.



Kolejorz rozpoczął w nieco przemeblowanym składzie. W podstawowej jedenastce zabrakło Semira Stilicia, a jego miejsce zajął Mateusz Możdżeń. Poznaniacy zaczęli zdecydowanie lepiej niż w ostatnich spotkaniach, w zaledwie kilka minut wykonali więcej wślizgów niż w kilku wcześniejszych meczach razem wziętych. Od początku pokazali rywalowi kto tutaj będzie dzielił i rządził. Ten mecz pozwolił też odblokować się gwiazdom Lecha, przede wszystkim Rudniewowi. Łotysz trafił już po raz 15 w sezonie i potwierdził, że wciąż nie ma sobie równych wśród napastników ekstraklasy a korona strzelców jest w jego zasięgu. Od ostatniej bramki minęło jednak trochę czasu i czekał na nią bardzo długo, bo w lidze poprzednio wpisał się na listę strzelców 1 października, czyli ponad dwa miesiące temu. W sobotę bardzo pomógł mu rywal. Cezary Stefańczyk popisał się bowiem niezłą... asystą. Tak fatalnie odgrywał w polu karnym piłkę, że ta trafiła do lechity. ŁKS natomiast znalazł się nad przepaścią, w Poznaniu prezentował się tragicznie słabo, zresztą to mnie za bardzo nie dziwiło. Piłkarze z Łodzi stracili już w tym sezonie 32 bramki i jak tak dalej pójdzie to staną się pośmiewiskiem ligi. Ciężkie zadanie będzie miał Ryszard Tarasiewicz, aby coś z tą drużyną jeszcze ugrać, na szczęście dla ŁKS Cracovia i Zagłębie grają równie słabo, więc jakieś szanse na utrzymanie w ekstraklasie mają, podejrzewam że o spadku bądź pozostaniu zadecydują mecze między tymi drużynami.


Jose Maria Bakero (trener Lecha): - Po tym bardzo trudnym tygodniu jestem zadowolony przede wszystkim z wyniku. Pierwsze minuty w naszym wykonaniu były trochę niepewne, ale od momentu strzelenia pierwszej bramki graliśmy już poważnie. W drugiej połowie ŁKS sprawiał wrażenie jakby nie chciał stracić więcej goli. Z naszej gry po przerwie nie jestem do końca zadowolony, bo można się po drużynie spodziewać się znacznie więcej. W przerwie powiedziałem zawodnikom, żeby wyszli na boisko, tak jakby było 0:0, ale niestety, jak się prowadzi 4:0, to czasami trudno więcej wykrzesać. Jestem zadowolony z gry Sergieja Kriwca, który ostatnio nie zaliczył najlepszych meczów i cieszę się, że wreszcie odblokował się Rudniew. Ale co ważne, gole strzelali również pomocnicy, bo jak wcześniej mówiłem, nie jest to tylko domena napastników.
Ryszard Tarasiewicz (trener ŁKS): - Mimo nie najlepszej postawy Lecha w ostatnich meczach, wiedziałem, że będzie to trudny mecz. W pierwszej połowie ułatwiliśmy zadanie Lechowi - nie tak zakładaliśmy sobie nasze zachowanie na boisku. Proste straty w środku pola, złe przyjęcie, co pozwalało przeciwnikowi odebrać piłkę i po chwili pięciu-sześciu zawodników Lecha było już na naszej połowie. W efekcie taka gra i ilość błędów zakończyła się dla nas tragedią. W drugiej połowie zagraliśmy bardziej konsekwentnie, bliżej rywala, byliśmy bardziej agresywni. Niestety, nikt nie ma wehikułu czasu i nie można cofnąć tej fatalnej pierwszej połowy. Nie ma co ukrywać, że Lech jest lepszym zespołem od ŁKS. Nas w tej chwili czeka trudna walka o pozostanie w ekstraklasie i chcemy to uczynić jak najszybciej.







GÓRNIK ZABRZE - ŚLĄSK WROCŁAW 0:2 (0:1)
Bramki: 0:1 Piotr Celeban (37), 0:2 Waldemar Sobota (85).
Żółta kartka - Górnik Zabrze: Adam Marciniak. Śląsk Wrocław: Dariusz Sztylka, Piotr Ćwielong.
Sędzia: Hubert Siejewicz (Białystok).
Widzów: 3000.

Górnik Zabrze: Łukasz Skorupski - Paweł Olkowski, Adam Danch, Kamil Szymura, Mariusz Magiera - Michał Jonczyk (73. Arkadiusz Milik), Krzysztof Mączyński, Adam Marciniak, Tomasz Zahorski (30. Piotr Gierczak), Prejuce Nakoulma - Daniel Gołębiewski.
Śląsk Wrocław: Rafał Gikiewicz - Piotr Celeban, Jarosław Fojut, Dariusz Pietrasiak, Krzysztof Wołczek - Łukasz Madej (68. Cristian Omar Diaz), Dariusz Sztylka (90+1. Mateusz Cetnarski), Sebastian Mila, Sebastian Dudek, Piotr Ćwielong (62. Przemysław Kaźmierczak) - Waldemar Sobota.



Śląsk nie zwalnia i wygrał na wyjeździe z Górnikiem 2:0. Mecz w Zabrzu oglądali wysłannicy francuskiego FC Metz i skauci jednego z klubów Bundesligi. Oglądali Prejuce'a Nakoulmę, który po kilku świetnych występach tym razem nie zdołał się przebić przez obronę lidera ekstraklasy. Obserwatorzy mogli za to odnotować w notesach nazwisko Waldemara Soboty. Jego bramkę, cudowne uderzenie w okienko, trener Orest Lenczyk nazwał najbardziej efektownym momentem spotkania. Na Roosevelta znowu było słychać „Górniku jesteśmy z tobą" i „Zagraj jak za dawnych lat". Osłabieni gospodarze złapali dzięki temu wiatr w żagle, ale nijak nie potrafili narzucić przeciwnikowi swojego stylu gry. Śląsk bowiem był przygotowany na ataki Zabrzan i całkowicie panował w środkowej części boiska. Wymiana podań Soboty z biegającym za jego plecami Sebastianem Milą i skrzydłowymi Łukaszem Madejem i Piotrem Ćwielongiem mogła przyprawiać zabrzańskich graczy o szaleństwo. Śląsk idzie na Mistrza i każdy kto będzie chciał wydrzeć mu tytuł, musi zagrać w rundzie wiosennej na maximum


Trener Śląska Orest Lenczyk: - Piłka nożna jest piękną grą dla tych, którzy wygrywają. Na pewno dzisiejszy mecz nie był najpiękniejszym widowiskiem, widać, było, że obu drużynom zależy na wygranej. My bardzo chcieliśmy odrobić porażkę z Wisłą Kraków odniesioną ostatnio na naszym stadionie. Udało się. Oczywiście gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Były momenty, że Górnik nam dziś pozwalał, ale bywało też odwrotnie i stąd sytuacje pod naszą bramką i nerwowa gra do zdobycia drugiego gola. To co pokazał Waldek Sobota było najefektowniejszym momentem tego meczu. Wiosną wracaliśmy z Zabrza z dwoma samobójczymi bramkami, dziś historia się nie powtórzyła.
Trener Górnika Adam Nawałka: - W związku z plagą kontuzji, chorób i żółtych kartek, szanse gry dostali dziś młodzi zawodnicy, na co dzień będący w głębokiej rezerwie pierwszej drużyny. I okazało się, że muszą jeszcze sporo się uczyć. Nie przypadkowo Śląsk jest liderem tabeli, a aspiracje obu drużyn są krańcowo różne. Straciliśmy pierwszą bramkę po stałym fragmencie gry, mimo że na treningach zwracałem uwagę na zagrożenie jakie w takich sytuacjach stwarza Śląsk. W drugiej połowie zagraliśmy tak, jak powinniśmy od początku, ale po raz kolejny okazała się prawdziwą teza, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Moi młodzi zawodnicy dostali taki dodatkowy bodziec, by więcej potu wylewać na treningach, bo tylko wtedy mogą się stać zawodnikami ekstraklasy z prawdziwego zdarzenia.





 
WISŁA KRAKÓW - WIDZEW ŁÓDŹ 1:0 (1:0)
Bramki: 1:0 Cwetan Genkow (33).
Żółta kartka - Wisła Kraków: Junior Diaz, Patryk Małecki, Cwetan Genkow, Sergei Pareiko. Widzew Łódź: Mindaugas Panka, Jakub Bartkowski, Hachem Abbes.
Sędzia: Dawid Piasecki (Słupsk).
Widzów: 14830.

Wisła Kraków: Sergei Pareiko - Michael Lamey, Osman Chavez (31. Marko Jovanovic), Junior Diaz, Dragan Paljic - Patryk Małecki, Cezary Wilk, Tomas Jirsak, Rafał Boguski (74. David Biton), Ivica Iliev - Cwetan Genkow (79. Łukasz Garguła).
Widzew Łódź: Maciej Mielcarz - Jakub Bartkowski, Jarosław Bieniuk, Hachem Abbes, Dudu - Adrian Budka, Mindaugas Panka, Bruno Pinheiro, Souheil Ben Radhia (19. Princewill Okachi), Przemysław Oziębała (86. Rafał Serwaciński) - Piotr Grzelczak (51. Mariusz Stępiński).



Ostatni w swoich wypowiedziach, przejechałem się po Wiśle i bardzo mnie to bawiło, teraz jednakże muszę zbastować, bo doszły mnie pogłoski o groźbach ze strony jej kibiców.:D :D :D A tak poważnie to Wisła już na dobre się przebudziła i nie rezygnuje z walki o Mistrzostwo Polski. Drugi z kolei wygrany mecz w lidze, zwycięstwo w Lidze Mistrzów, to znak że Wisła wraca do gry. Jednak do samej gry Mistrzów Polski można mieć jeszcze sporo zastrzeżeń, nie prezentowali się już tak dobrze jak w meczu ze Śląskiem i z Odense, ale to może być efekt zmęczenia. Od meczu z Odense minęło dopiero 72 godziny i 29 rozegranych spotkań w tym sezonie też swoje zrobiło. W pierwszej połowie Wisła nie mogła złapać odpowiedniego tempa gry, dużo niecelnych zagrań i bardzo czytelne akcje sprawiły że nie mogli niczym zaskoczyć rywali. Ale zdarzały się wyjątki, Ivica Iliev będąc tyłem do bramki przerzucił piłkę nad Dudu, to było efektowne, ale bez efektu w postaci gola. Zaskoczeniem było to, że przy tak słabej grze "Biała Gwiazda" jednak strzeliła bramkę, i to ze stałego fragmentu gry. Patryk Małecki wrzucił piłkę z rzutu rożnego, a Genkow dokończył sprawę główką, przy biernej postawie Oziębały i Bartkowskiego. Słabo grali ale wygrali, i tylko to się liczy, Wisła wróciła do gry i dobrze, będzie znacznie ciekawiej w rundzie wiosennej.


Radosław Mroczkowski, trener Widzewa: - Straciliśmy gola po kuriozalnej sytuacji, przy której zabrakło nam komunikacji. Rzadko się ogląda tak straconą bramkę. Próbowaliśmy do samego końca odrobić straty, ale nie udało się. Myślę, że szczególnie w drugiej połowie moim zawodnikom nie zabrakło determinacji, aby zmienić losy meczu.
Kazimierz Moskal, trener Wisły: - Na pewno nie było to porywające widowisko. Spodziewaliśmy się trudnego meczu, przecież nie przez przypadek Widzew przed nim miał w tabeli 22 punkty i tylko 11 straconych bramek. My dodatkowo byliśmy po meczu w Lidze Europejskiej. Zdobyliśmy jednak cenne trzy punkty, a zwycięzców się nie sądzi.







Zagłębie Lubin - Legia Warszawa 0:4 (0:2)
Bramki: 0:1 Maciej Rybus (23), 0:2 Ivica Vrdoljak (38), 0:3 Danijel Ljuboja (85), 0:4 Ariel Borysiuk (89).
Żółta kartka - KGHM Zagłębie Lubin: Marcin Kowalczyk, Darvydas Sernas, Bartosz Rymaniak, Janusz Gancarczyk. Legia Warszawa: Ivica Vrdoljak, Jakub Wawrzyniak, Jakub Rzeźniczak.
Sędzia: Tomasz Garbowski (Opole).
Widzów: 3827.

KGHM Zagłębie Lubin: Bojan Isailovic - Marcin Kowalczyk, Sergio Reina, Csaba Horvath, Costa Nhamoinesu - Szymon Pawłowski, Dominykas Galkevicius (72. Janusz Gancarczyk), Patryk Rachwał (68. Adrian Rakowski), Bartosz Rymaniak, Maciej Małkowski (62. Arkadiusz Woźniak) - Darvydas Sernas.
Legia Warszawa: Dusan Kuciak - Jakub Rzeźniczak, Michał Żewłakow, Marcin Komorowski, Jakub Wawrzyniak - Ivica Vrdoljak (46. Janusz Gol), Ariel Borysiuk, Maciej Rybus, Miroslav Radovic - Rafał Wolski (66. Michał Żyro, 84. Michał Kucharczyk), Danijel Ljuboja.



Zagłębie poniosło kolejną klęskę z Legią Warszawa, na własnym boisku przegrali w jeszcze większych rozmiarach niż na wyjeździe. 0:4 takim wynikiem zakończyło się to spotkanie,gole dla gości strzelili Maciej Rybus, Ivica Vrdoljak, Danijel Ljuboja i Ariel Borysiuk. Niewiarygodne z jaką lekkością i pomysłowością konstruują swoje akcje Legioniści, jak zróżnicowane są ich akcje i z jaką finezją strzelają bramki. Akcja numer jeden z 9 minuty, Wolski z lewej strony boiska na wysokości pola karnego sprytnie ogrywa rywala, wykłada piłkę Rybusowi, ale ten niestety pudłuje, ale nie to jest najważniejsze, najpiękniejsze było to ja Wolski ograł przeciwnika, najzwyczajniej położył go na trawie i podał piłkę, coś pięknego. Powinno być już 0:1, ale co się odwlecze... 22 minuta i druga akcja na filmiku, zauważcie jak wspaniałe było ostatnie podanie Ljuboji do Rybusa. Sposób w jaki Ljuboja otworzył drogę do bramki Rybusowi, wart jest pokazywania go jako materiał szkoleniowy w akademiach piłkarskich. 33 minuta to ewidentny błąd arbitra, Reina zagrywa ręką w polu karnym i zdecydowanie powinien być rzut karny dla Legii. W tej samej minucie meczu swoją szansę na wyrównanie i nawiązanie walki mieli piłkarze Zagłębia, Sernas jednak nie wykorzystał prezentu od Legii i trafił tylko w słupek. 37 minuta to wymiana piłki Vrdoljak-Radovic-Vrdoljak i przy biernej asyście obrońców, ten ostatni podwyższa na 2:0 dla Legii. W 65 minucie, znowu Sernas miał szansę na strzelenie bramki i znowu jej nie wykorzystał (żenada, w takiej sytuacji). W 86 minucie Legia po prostu ośmieszyła Zagłębie, jedno podanie i gol, Wawrzyniak jakieś 15 metrów od swojego pola karnego przejął piłkę, podał ją do Ljubji na jakiś dwudziesty metr od bramki Zagłębia, a ten rozstrzelał Lubinian, masakra. Wydawało się że Legii wystarczy już tych bramek, a jednak nie, w ostatniej minucie meczy Borysiuk popisał się wspaniałym uderzeniem z jakichś 30 metrów i dobił Zagłębie. Ostatnie dwie bramki w ciągu czterech minut przed końcem meczu, to była po prostu egzekucja, długo, bardzo długo w Lubinie będą pamiętać ten mecz, a Legia udowadnia, że Śląsk musi bardzo uważać co się dzieje za jego plecami.





Trener Legii Warszawa Maciej Skorża:"Początkowy przebieg meczu trochę mnie zaskoczył, bo nie spodziewałem się, że Zagłębie zaatakuje nas tak agresywnie, a ich kilka pierwszych akcji było naprawdę groźnych. W naszym wykonaniu pierwsze minuty były trochę nerwowe i nie potrafiliśmy ustawić gry. Przełomem była bramka po dobrze rozegranym rzucie wolnym i do tego momentu grało nam się lepiej, nie było już nerwowości i w efekcie kolejna akcja przyniosła nam drugą bramkę.
W drugiej połowie mieliśmy utrzymywać się dłużej przy piłce, cierpliwie nękać obronę Zagłębia, ale początek znowu należał chyba do gospodarzy, a my nie stwarzaliśmy groźnych sytuacji. Od 60 minuty wszystko wróciło do normy i zaczęliśmy bardziej kontrolować przebieg spotkania. Trzeci gol padł po ładnej akcji, a na koniec strzał Borysiuka, i to chciałbym podkreślić, bo często go namawiam do tego typu zagrań. Dawno nie wygraliśmy na wyjeździe więc taki wynik bardzo cieszy".
Trener KGHM Zagłębia Lubin Pavel Hapal:"Jesteśmy w bardzo ciężkiej sytuacji. W ostatnich dwóch meczach straciliśmy bardzo dużo bramek. Jeśli popełniamy błąd, to przeciwnik zawsze to wykorzystuje i tracimy gola, ale jeśli to rywal popełnia błąd, to nam nie udaje się tego wykorzystać. W drugiej połowie przez pierwsze 20-30 minut drużyna walczyła o lepszy rezultat, ale nie udało się strzelić bramki kontaktowej i skończyło się tak, jak w poprzednim meczu. Gramy jeden dobry fragment, a potem stajemy i tracimy bramkę. Została nam jeszcze jedna kolejka, musimy się zmobilizować i spróbować zdobyć punkty na wyjeździe".

Tabela po 16 kolejkach 

Tabela formy po 16 kolejkach

  Pięć najlepszych drużyn w ofensywie

Pięć najlepszych drużyn w defensywie

 Najlepsi strzelcy po 16 kolejkach

  Najczęściej faulujący po 16 kolejkach
 












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz